Mathias Döpfner, szef Axel Springera listem otwartym, opublikowanym na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung", zaatakował tuż przed świętami praktyki monopolistyczne Google'a. Adresatem listu był Eric Schmidt, prezes zarządu Google'a.
Döpfnera uwiera m.in. to, że jego koncern, podobnie jak ogromna większość firm w Niemczech, Europie i na świecie, jest mocno uzależniony od ruchu z googlowskiej wyszukiwarki. Ostatnia, nieznaczna zmiana algorytmu Google'a kosztowała Axel Springer utratę 70 procent ruchu internetowego w jednym z działów firmy http://wyborcza.pl/1,75248,15825882,Google_jak_totalitarne_panstwo___niemiecki_wydawca.html
Podobna "przygoda" z Google'em, oczywiście toutes proportions gardées, spotkała również ostatnio serwis gazety, którą kieruję http://www.expressilustrowany.pl/. Straty procentowo nie są aż tak dotkliwe jak u Springera, ale ważą na zasięgu witryny. Cała sprawa objawiła nam się w ten sposób, że gdzieś w lutym, kiedy Google zmienił algorytm, zaczęliśmy tracić ruch na stronie i czuliśmy sie trochę, jak piloci samolotu, którego cztery silniki po kolei tracą moc, on sam wysokość, a żadne działania nie przynoszą efektów. Słowem: panika! Na szczęście lot w dół udało sie ustabilizować na pewnej wysokości, bo mamy sporo ruchu ze źródeł pozagooglowskich.
Google to nie pierwszy monopolista, z którym przychodzi walczyć wydawcom, przynajmniej w Polsce. Dzisiejsza sytuacja w sieci przypomina mi trochę tę z epoki printu - zmagania, które wydawcy toczyli z ówczesnym kioskowym monopolistą "Ruchem", chcąc by ich gazety docierały wszędzie w odpowiednich nadziałach i za rozsądną marżę. Bodaj najbardziej burzliwy przebieg owa wojna miała w Łodzi i zaowocowała m.in. utworzeniem własnej, konkurencyjnej wobec Ruchu, firmy kolporterskiej. Zadziałały mechanizmy rynkowe i dziś rynek kolportażu w Polsce jest w miarę niejednorodny. Czy jakiekolwiek "miękkie" zabiegi z rzeczywistości pozawirtualnej, np. ekonomiczne, mogą dziś osłabić dominującą pozycję Google'a, przynajmniej w Europie? Trudno powiedzieć, ale raczej nie sądzę.
List Döpfnera nie jest jedynym krytycznym ostatnio głosem w sprawie Google'a, który narzuca wydawcom swoje zasady i warunki. Pierwszym natomiast tak emocjonalnym i oskarżycielskim w tonie. Z pewnością dotrze do uszu instytucji Unii Europejskiej. Döpfner nie kryje, że rozbicie tak mocno utrwalonego monopolu w Europie dokonać się może dzięki inicjatywom i działaniom już tylko politycznym, podobnym do tych, które ograniczyły potęgę innych monopolistów, jak Microsoft czy IBM. Cóż, czas więc na ruch Komisji Europejskiej, ale myślę, że do rozwiązania problemu droga jeszcze bardzo daleka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz