Ciekawe dane na temat globalnego "ćwierkania" - w piątek The Wall Street Journal, powołując się na stronę Twopcharts, monitorujacą aktywność użytkowników Twittera, doniósł, że aż 44 procent spośród 900 mln użytkowników serwisu nigdy nie wysłało tweeta, 30 procent - od 1 do 10, a powyżej 100 tweetów wysłano z zaledwie 13 procent kont http://blogs.wsj.com/digits/2014/04/11/new-data-quantifies-dearth-of-tweeters-on-twitter/?mod=e2tw&utm_source=twitterfeed&utm_medium=twitter
Co z tego wynika? Dla Twittera - niewiele. Na przychody pewnie nie narzeka. W ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku użytkownicy logowali sie średnio na 241 milionów kont. To, że w ogromnej wiekszości nie twittowali, nie ma znaczenia. Ruch w takiej skali wydaje się i tak być atrakcyjny dla reklamodawców. Natomiast analizując te dane, więcej można powiedzieć o kreatorach treści (nazwijmy ich narratorami sieci) i zmieniającej się relacji między nimi a masowymi użytkownikami nowych mediów.
Jako dziennikarz nie mogę nie być na Twitterze. Traktuję go jednak tak jak większość użytkowników - to dla mnie swoisty aparat nasłuchowy, wykrywający i dostarczający ciekawe treści z sieci od użytkowników, których konta obserwuję, bo spodziewam sie, że "ćwierkną" na interesujący temat.
Sam do tej pory wysłałem ledwie kilkadziesiąt tweetów, moje konto śledzi nędzna liczebnie gromadka znajomych, a - dajmy na to - taki Bartosz Węglarczyk twittował ponad 23 tysiące razy, Jarosław Kuźniar - 12 tysięcy, a mój kolega z Polskapresse - Marek Twaróg, naczelny Dziennika Zachodniego - ponad 2,5 tysiąca. Każdy z nich ma oczywiście odpowiednio większe grono śledzących. Daleko im jednak do obecnych na Twitterze celebrytów czy mediów, których konta obserwują miliony internautów (np. wspomniany The Wall Street Journal - 4,3 mln).
Eryk Mistewicz, główny apostoł Twittera w Polsce, bodaj w 2012 roku sformułował na łamach swoich "Nowych Mediów" teorię "informacyjnych siri" - dziennikarzy przyszłości, stosunkowo nielicznych mistrzów narracji, porzadkujących odbiorcom potwornie chaotyczny świat informacji, w którym żyjemy. W pewnym sensie stanowi ona odzwierciedlenie zachowań użytkowników Twittera. Dlaczego obserwuję akurat konto Bartosza Węglarczyka? Bo daje mi on codziennie pakiet kilkunastu-kilkudziesięciu tweetów, stanowiących przegląd najważniejszych informacji ze świata. Wyławia je dla mnie (i prawie 50 tysięcy innych śledzących), porządkuje, a ja sobie czytam i wiem, że są to wiadomości najważniejsze, bo ufam w profesjonalizm i kompetencje Węglarczyka.
Przy okazji nachodzi mnie refleksja o historii komunikacji, która właśnie chyba zatacza koło. W mediach tradycyjnych mieliśmy do czynienia z modelem "jeden mówi, wielu słucha", potem nastąpił okres Web 1.0 - "jeden mówi, wielu słucha, ale i komentuje to co ten jeden powiedział" i okres Web 2.0 - "wielu mówi, wielu słucha, wszyscy komentują". Wygląda na to, że teraz wracamy do początków. Znów w cenie zaczynają być pojedynczy narratorzy, tyle że platforma komunikacji się zmieniła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz