Powered By Blogger

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rzecz z pogranicza papieru i internetu, czyli o rozdawaniu wartościowych treści

Publikowane w wydaniach od poniedziałku do czwartku "Cykle" to najlepsze, co przydarzyło się "Gazecie Wyborczej" w ostatnich latach (no może poza rewitalizacją "Dużego Formatu"). Stanowią ciekawy wyróżnik na tle innych dzienników, budują opiniotwórczość, rozciągają zainteresowanie tytułem na cztery dni, pozycjonują papierową gazetę jako źródło profesjonalnych, obszernych treści z dala od internetowej sieczki.
Zawsze zastanawiałem się jednak, jaki sens ma dla Agory przekładanie tak unikatowych tekstów na wyborcza.pl, co prawda w wersji skróconej (czasem z lekkim opóźnieniem). Co więcej, przekładanie i odsyłanie do nich z papierowego wydania. Przecież to rozdawanie z trudem wyprcowanych przez dziennikarzy "Wyborczej" treści rzeszom ludzi, którzy chwalą sie tym, że nigdy nie czytali gazet, bo wszystko mają za darmo w internecie. Powie ktoś, że internauta i tak nigdy nie kupi gazety, choćby "niewiadomoco" się w niej znajdowało. Racja, ale może kiedyś poczuje, że korzystając tylko z tego, co darmowe, skazuje się na ćwiećwiedzę i półprawdę. Bo za pełen zasób treści powinien zapłacić. No chyba, że "Wyborcza" i tak mu sprezentuje...


Coś się chyba jednak zmienia w polityce Agory. Nie wiem, czy to przypadek, błąd redaktora, czy świadomy zabieg, ale pod artykułami bieżącego cyklu "Posmoleńskie dzieci" po raz pierwszy nie ma odesłań do wersji na wyborcza.pl. Sa tylko zajawki kolejnych odcinków w gazecie. Co prawda artykuły wiszą w internecie, ale dokopać sie do nich z główniej strony wyborcza.pl jest trudno, chyba że wklepie się w googla frazę "posmoleńskie dzieci". Wtedy wyskakuje na pierwszych miejscach wyszukiwarki.
Nie wiem, czy nowy paywall metryczny Agory przewiduje takie rozwiązanie, ale w Piano było to możliwe: czytelnik odesłany na podstronę znajdował lead i dwa zdania tekstu, a reszta, wrzucona w proporcjach 1:1 z wersją gazetową była zamknięta i odpłatna. Tyle, że w Piano trzeba było od razu zapłacić sms-em "naście" złotych za okresowy abonament, a nie np. 2 zł za dany tekst i kilka innych, z puli najchętniej czytanych.
Uważam, że - przy odrobinie asertywności - Agora na budzących emocje "Posmoleńskich dzieciach" mogłaby przynajmniej przetestować zachowania internautów i ich realną skłonność do płacenia za treść. A jeśli nie ma możliwości pobierania opłat za wybrane teksty, to lepiej byłoby chyba w ramach eksperymentu w ogóle nie przekładać "Posmoleńskich dzieci" do internetu. Może papierowa gazeta sprzedałaby się wtedy lepiej. Przynajmniej w tzw. środowisku.
A może moja naiwność w kwestiach monetyzacji treści w internecie nie ma granic? ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz